Przejdź do treści

Kaszubska 11

różowa studnia

Nie ukrywam, że spośród lokalizacji, które znalazły się w projekcie, tę darzę szczególnie ciepłymi uczuciami i to z kilku powodów. Zacząć należy od tego, że w te okolice zwabił mnie kadr wypatrzony w internecie. To był czas, kiedy moje fotograficzne wędrówki nabrały bardziej ustrukturalizowanej formy i już raczej nie zdarzało mi się jechać gdzieś po jedno ujęcie, raczej traktowałam to jako pretekst, by pokręcić się po konkretnej okolicy.

Ulice Kaszubska i pobliskie Sierakowskiego czy Brzóski należą do bardzo zaniedbanych. Wiele tu opuszczonych, walących się, częściowo spalonych drewniaków, szkieletów budynków z zamurowanymi oknami, czy zapuszczonych podwórek z hydrantami. Wszechobecne napisy w wykonaniu Bałuty Pany i Panie tylko pogłębiają ten ponury nastrój. Jednak pod numerem 11 pojawia się coś na kształt przebłysku optymizmu w tym morzu beznadziei.

Tak szczerze to zabrać stąd kobitę i uciekać. Ani wody, ani łazienek, ni ma nic. Myć się w wannie, po wodę na drugą ulicę. O, z wiadrem wyłazić. Ja dziękuję za takie mieszkanie. A ta studnia to pic na wodę, fotomontaż, to podobnież 40 lat nie działa.

mieszkaniec

Owszem, kamienica jest szara, brzydka i gubi tynk, a prowadząca do wejścia ścieżka ułożona jest z potłuczonych betonowych płyt. Ale trawnik jest równiutko przystrzyżony i soczysto zielony, mimo zaawansowanej jesieni. Jednak elementami, które rzucają się w oczy najbardziej i sprawiły, że trafiłam tutaj w 2017 roku, są stara studnia, zakopane do połowy w ziemi opony i ułożone w swojego rodzaju płotek betonowe płyty typu trylinka. Wszystko pomalowane przy użyciu farby w kolorze majtkowego różu i białym. Widać, że nie wystarczyło jej na dokładne pokrycie wszystkich elementów, ale i tak wrażenie jest piorunujące.

Wykonałam wtedy kilka ujęć, zrobiłam rundkę po kwartale i tutaj historyjka mogłaby się zakończyć. Nastąpiła jednak jej kolejna odsłona. Kiedy w 2019 roku otrzymałam propozycję użyczenia jednego ze swoich zdjęć na okładkę książki pt. „Łódź. Miasto po przejściach”, fotografia z Kaszubskiej pasowała do wymagań wydawnictwa i trafiła do puli z propozycjami. Kontrastujące ze sobą kolory zostały świetnie wykorzystane przez projektantów, a obraz dobrze korespondował ze słowami wewnątrz.

Nawet książka, córka kupiła książkę. I córka mówi tak: „tata”, mówi, „poznałam tą Kaszubską”, mówi, „z tym wszystkim”. I kupiła tę książkę. A ona tu mieszkała nawet.

pan Janek

Nie miałam więc wątpliwości, że należy wrócić w to miejsce i sprawdzić, czy nie straciło swojego uroku oraz spróbować rozszerzyć tę opowieść o osobę czy osoby odpowiedzialne za tę podwórkową twórczość. Pierwsza wizyta, we wrześniu 2021 roku, ujawniła subtelne, ale łatwo dostrzegalne zmiany. Jasna farba wyraźnie zmyła się i spłowiała, całe podwórko sprawiało wrażenie nieco mniej zadbanego, a może po prostu trochę bardziej zarośniętego. Pojawiły się za to małe tuje, trochę sprzętu biurowego i dużo ozdób w oknach.

Nie udało mi się zastać autora tych wizualnych ulepszeń, porozmawiałam jedynie z sąsiadem, skarżącym się na fatalne warunki życia i odsyłającym do jednego ze starszych lokatorów, mieszkających tutaj „od zawsze”. Dopiero druga wizyta pokazała, że był to trop właściwy, bo pan Janek okazał się być dobrym duchem tego podwórka. Niestety, nie miał dla mnie zbyt dobrych wieści. Jego wysiłki mające na celu utrzymanie miejsca w schludnym stanie nie spotykają się z aprobatą wszystkich sąsiadów. Niektórzy wręcz niweczą efekty jego starań, śmiecąc i nie dbając o otoczenie, czego rezultaty pokazywał mi z rozgoryczeniem. Swoją cegiełkę dokładają właściciele psów, którzy traktują podwórko jak sralnię dla swoich czworonogów.

Ciesząc się z mojej wizyty i wykazanego zainteresowania, jednocześnie dzielił się frustracją i zapowiadał zarzucenie swoich wysiłków. Przytomnie zauważał, że im więcej osób dzieli przestrzeń, tym mniejsza motywacja, by o nią dbać – w myśl zasady, że jak coś jest wspólne, to jest niczyje. Patrząc z drugiej strony, można pokusić się o stwierdzenie, że zrozumiałym jest, że w domu bez bieżącej wody i przeciekającym dachem zapewne istnieją większe problemy niż pelargonie w ogródku. Nie dla każdego czymś naturalnym jest konieczność zadbania o zaklajstrowanie dachu smołą. Pomijam już fakt, że w tego typu lokalizacjach umieszczani są problemowi lokatorzy, którzy nie radzą sobie z podstawowymi kwestiami.

Bardzo fajne tylko dla tego, że ja jeden tylko dbam o to. Tak to byśmy mieli tak jak tam [wskazuje na chaszcze po drugiej stronie ulicy]. Ja tu koszę, tutaj miałem ogródek. Może pani widziała te kwiatki tutaj. (…) Bardzo ładnie było z tym ogródkiem, ale widzę, że na złość robią. (…) Im ważniejsze, żeby samochodem można było. (…) O nic nie dbają. By było jeszcze ładniej. (…) A było tak właśnie! Tutaj pomarli i mieszkałem ja, bo się wszyscy wyprowadzili, ja mieszkałem i oni, starsi takie ludzie. To dbaliśmy o to wspólnie, to całe podwórko było skoszone, mówię pani, jak było ładnie. Ludzie przychodzili i zdjęcia robili.

pan Janek

Jak się okazało, w ręce pana Janka trafiła również wspomniana wyżej książka. Wyglądał na dumnego ze sławy, jaka stała się udziałem jego dzieła. Energia, jaka rozpiera tego starszego pana i jego pozytywne nastawienie idealnie łączy się z charakterem otoczenia. Pozostaje liczyć, że uda się jakoś rozwikłać sąsiedzkie spory i pan Janek swoimi zabiegami będzie nadal upiększał tę przestrzeń.