Wojska Polskiego 18
Wojska Polskiego (albo jak się tutaj mówi „Woja Polaka”) to ulica na wskroś bałucka. Można odnieść wrażenie, że znajdują się przy niej wszelkiego rodzaju punkty konstytutywne dla tej dzielnicy. Zaczyna swój bieg na placu Kościelnym, strzelającego w niebo dwiema wieżami, dobrze widocznymi nawet z dużo dalszych zakątków. Są typowe dla miasta kamienice, w parterach których moszczą się małe sklepiki, jest historyczna zabudowa, przypominająca handlowe dziedzictwo i bolesną historię (jak np. Kuźnia Romów), jest modernistyczne osiedle mieszkaniowe, unikatowe w skali miasta, wreszcie instytucja kultury połączona z miejscem pamięci (Centrum Dialogu w Parku Ocalałych), bo przecież Litzmannstadt Ghetto miało niedaleko swoją południową granicę.
Proszę panią, przyszłem na piwo z kolegą, bo pracuje ze mną. Żeby usiąść sobie, pogadać. A takie podwórko, że można sobie usiąść, wie pani, wypić. (…) U siebie na podwórku nie wypiję, bo mam kamery, sąsiadka, wstyd. To wolę se tutaj przyjść. (…) I tu był stół, wie pani, tu wszystko było. Bo to Karolina pilnowała. (…) Ona jest stąd, ona wszystko wie.
okoliczni mieszkańcy
Co ważne, w podwórkach wciąż kwitnie życie towarzyskie i podtrzymywane są relacje sąsiedzkie. Kiedy przekroczymy granicę wyznaczaną przez fasady kamienic, wkraczamy w trochę inny świat. I jeśli nie jesteśmy „stąd”, powinniśmy mieć się na baczności. Przestrzenie wewnątrz kwartału połączone są siatką przejść, dobrze znanych tylko bałuciarzom, pozwalającym nie tylko na wygodniejsze przemieszczanie się, ale czasem skrycie się przed niechcianymi gośćmi.
E, kojarzysz Psychola naszego? Świętej pamięci? Co umarł na moich oczach.(…) Nakręcają tutaj, idzie Pazura. „Ty, Czaruś, masz dwa złote?” „A na co chcesz?” A Psychol do niego mówi tak: „Na setkę”. A Pazura stoi i mówi tak „Setka za dwa złote? Nie, nie, nie”. Idziemy do sklepu. Poszedł do alkoholi i kupił mu wódkę. To wtedy co Linda powiedział, że Łódź jest miastem meneli.
historia zasłyszana od mieszkańców
Każde z tych podwórek ma swój charakter, ale mnie szczególnie urzekło jedno, to pod numerem 18. Pierwszy raz zawędrowałam tam w 2017 roku, zatrzymałam w kadrze tylko jeden fragment, na którym widać niezwykłe połączenie zdewastowanego otoczenia, kibicowskiej „sztuki” (trochę nietypowej, bo wykonanej markerem i miejscami zdradzającej pewne uzdolnienia autora), sztucznych kwiatów z wetkniętą pomiędzy nie tarczą (w pierwszej chwili kojarzy się z taką do rzutek, ale chyba bardziej pasowałaby do ruletki) i reprodukcją „Mona Lisy”, ozdób zawieszonych na murze, zrobionych z dziecięcych zabawek i leżącego na ubitej ziemi dywanu.
Przejdziemy se przez przejściówkę od razu, bo to będzie najszybciej, żeby już nie wychodzić na ulicę. Kiedyś tu tak nie było, była jedna przejściówka, jak przez te bramy przechodzimy. W tym momencie możesz wejść w każdą bramę i wyjść tutaj każdą następną bramą.
mieszkaniec, oprowadzając mnie po okolicy
Ta pierwsza wizyta stanowiła jedyną, kiedy zastałam to miejsce puste. Wtedy mnie to ucieszyło, samo otoczenie wystarczająco wyraźnie mówiło mi, że nie powinno mnie tu być. Pewnie dlatego nie zwróciłam uwagi na jeden bardzo charakterystyczny i symptomatyczny elementu „wystroju” – ziemię niemal szczelnie „wybrukowaną” kapslami. Kolejne odwiedziny miały miejsce w większym gronie, a i na miejscu spotkałam dość liczne towarzystwo. Nie dość, że miałam przyjemność osobiście poznać autora tej osobliwej konstrukcji, to jeszcze kilku śmiałków zapozowało mi do zdjęcia.
– Proszę pani, i co pani to da? Taki felieton, z lumpami? Mówię, lumpami jesteśmy, ja piję alkohol, a pani nie pije.
rozmowa z urzędującym towarzystwem
– Ale tu każdy pije!
– Teraz akurat nie piję, bo jestem na robocie.
– A to mógłbym się z panią napić.
– A Ty do domu dzisiaj nie wracasz…
– Ale pani pije okazjonalnie!
– Jak każdy!
Kiedy zdecydowałam się włączyć tę lokalizację do projektu i odwiedziłam ją jeszcze kilkukrotnie, zauważyłam też, że za każdym razem spotykałam tam kobietę, która choć nie mieszka pod czternastką, ewidentnie jest postacią poważaną i dobrze znaną w okolicy. Nigdy nie zdecydowałam się zostać tu dłużej niż jakieś pół godziny, ale nawet te krótkie spotkania z przesiadującymi tu mieszkańcami były intensywne i bardzo interesujące. Podejrzewam, że tak samo dla mnie, jak i dla nich.
– Czy komuś mogłabym zrobić zdjęcie?
próba uzyskania zgody na zrobienie zdjęcia
– No chyba panią bóg opuścił!
– Karolina to jest fotogeniczna!
– Słuchaj, ile płacisz? Zrobisz mi kilka zdjęć. 5 złotych!
– A nie ma, za darmo.
(…)
– Wywiad tak, ale nie zdjęcia.
– Ja to jestem niefotogeniczna, niee…
– Ja mogę zrobić zdjęcie z panią, selfi. Niee, żartuję, ja się nie chcę udzielać, ja się nie udzielam.
Bądź co bądź, to pewne zderzenie światów i z jednej strony trudno mi było wyłowić jakieś spójne wątki z tego harmidru i wspólnego przekrzykiwania się podchmielonych kompanów. Oni z kolei nie kryli zaskoczenia moimi nietypowymi zainteresowaniami i podchodzili do mojej osoby z nieufnością .Daleko mi też nadal do swobody, z jaką porusza się tutaj Łukasz z Bałut, wszelkie nerwowe i nieoczekiwane sytuacje stawiały mnie od razu na baczność (kiedy np. najwyraźniej zazdrosna o dyskusję ze mną autochtonka wylała mojemu rozmówcy na głowę zawartość trzymanej puszki z piwem).
Przyszła pani na normalne osiedle, wszyscy są normalni. My grzeczni jesteśmy. (…) Lubię swoje klimaty w śródmieściu. Tutaj się sprowadziłem, bo musiałem, bo remontują kamienice. (…) I mówię pani, to nie znaczy, gdzie pani mieszka, tylko gdzie się pani wychowała. To jest dużo, moim zdaniem. (…) Ja jestem bałuciarz stary, tu się trochę pobujałem, ulica jest jaka jest, nie będzie nikt za nikim płakał.
mieszkańcy
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że samo podwórko, podobnie jak te sąsiadujące, nie zmieniło się wiele. Nie znaczy to jednak, że ta zmiana nie wkroczy tutaj w końcu w brutalny sposób. Fragment ulicy od placu Kościelnego do ul. Franciszkańskiej, wyjątkowo zaniedbany, ostatnio coraz wyraźniej pokrywa się nowymi lub wyremontowanymi budynkami. Póki co jednak chłońmy ten kawałek brudnej, acz barwnej bałuckiej rzeczywistości, trochę na co dzień schowanej przed naszymi oczami.
Życie jest przejebane, w każdym mieście. (…) Nie da się tego opowiedzieć normalnymi słowami, byś musiała sama to przeżyć. (…) Lepiej nie rób tego, to jest głupota, ale jak sama przejdziesz…
mieszkańcy, na moje tłumaczenia, że szukam historii