Przejdź do treści

Zielona 39

opuszczone kamienice

Tu nie będzie żadnej ciekawej historii. Nie będzie anegdot, wspomnień, ani inspirujących interakcji z przestrzenią. Jest tylko rozpad, zaniedbanie i najgorsze rzeczy, które dotykają tkankę miejską, kiedy zostaje opuszczona przez ludzi – właścicieli, mieszkańców, użytkowników…

O ile w Łodzi duży problem stanowi współwłasność wielu nieruchomości, która jest strasznym hamulcowym zmian (co sygnalizuję m.in. przy opisie , to z punktu widzenia osoby, która chce się czegokolwiek o takim budynku dowiedzieć, nie jest to sytuacja najgorsza. Dopóki magistrat posiada jakiekolwiek udziały w nieruchomości, pieczę nad nią sprawuje miejski administrator, można się z nim skontaktować, ustalić jej status, powody zaniedbania, ewentualne plany itd.

W przypadku prywatnych właścicieli nie ma takiej ścieżki i często nie ma sposobu, bo dotrzeć do osoby, która ma prawo np. do kilku kamienic stojących przy jednej z głównych ulic, znajdującej się w stanie „grozi zawaleniem”. Z takim stanem mamy do czynienia w przypadku posesji przy Zielonej 39. Moje próby dotarcia do jakichkolwiek informacji na temat znajdujących się tam kamienic z końca XIX wieku spełzły na niczym. Przechodnie czy pracownicy okolicznych lokali usługowych nie pamiętają już czasów, kiedy to miejsce wyglądało normalnie, pracownicy ZLM odsyłają mnie do bliżej nieokreślonych komórek UMŁ.

Tutaj na rogu była kawiarnia i nazywała się Karina. Już nie ma tego budynku. Tutaj kręcili film „Edi”.

przechodzień

Korzystając ze źródeł internetowych, udało mi się ustalić, że jeszcze w 2013 roku teren od ulicy oddzielony był betonowym, wyglądającym na oryginalny, płotem. Rok później został on wyburzony,  budynek oznaczony jako przeznaczony do rozbiórki, chociaż zamieszkiwała go jeszcze jedna rodzina. Przypuszczam, że niebawem opuściła swoje lokum i, jak to zwykle bywa, dewastacja ruszyła z kopyta. Niedługo później budynek straszył wybitymi oknami, a wszystkie otwory na parterze zostały zamurowane, zapewne w ramach ochrony przed szabrownikami.  

Kiedy zdecydowałam się tutaj przyjechać w 2017 roku, miejsce straszyło od dłuższego czasu, ale właśnie pojawił się paździerzowy płot i stwierdziłam, że warto uwiecznić tę malowniczą ruinę, zanim zostanie wyremontowana lub raczej wyburzona, co, jak sądziłam, nastąpi niebawem. Nie nastąpiło ani niebawem, ani w ogóle. W czerwcu 2021 krajobraz wygląda podobnie. Nie ma już płotu, jest za to wygon służący tradycyjnie za dziki parking.

Nic nie wiem na ten temat. Wiem tylko tyle, że raz jest ten parking, a raz go nie ma. Znaczy kiedyś był zasłonięty, była kostka, potem nie było kostki, teraz jest.

pracownica okolicznego sklepu

Bujne krzaki-samosiejki stanowią przytulne schronienie przed wzrokiem przechodniów, co wykorzystywane jest m.in. przez amatorów trunków wyskokowych, którzy potem w tych samych krzakach urządzają sobie toaletę. Jak można się domyślić, takiego towarzystwa w okolicy nie brakuje. Jedna taka ekipa, która opuściła właśnie niedaleką budowę, zgodziła mi się nawet zapozować do zdjęcia.

Wygląda na to, że dowiemy się o dalszych losach XIX-wiecznych budynków dopiero, kiedy na teren wjadą buldożery. Póki co właściciel ograniczył się do zamontowania nowych, lśniących tabliczek, z których absolutnie nikt sobie nic nie robi.