Przejdź do treści

Kilińskiego 156 i 166

witryny sklepowe

Kilińskiego 156 i 166 to pozornie losowe, nic nieznaczące adresy. Dla mnie one jednak łączą się z pewnymi doświadczeniami, a za włączeniem ich do projektu przemawia również fakt, że za oboma kryją się interesujące historie. Stanowią one pewną przeciwwagę dla dużych obszarów dynamicznych przemian, jakimi niewątpliwie są np. ulice Włókiennicza czy Wschodnia, które opisuję na innych podstronach. Jednak przyglądając się takim pojedynczym punktom, możemy lepiej skupić się na pojedynczych budynkach i osobach, których suma tworzy przecież miasto.

2015

Nie będę ukrywać, że nie dysponuję w tym przypadku bogatą dokumentacją fotograficzną – to tylko dwa pojedyncze kadry, do których czuję osobisty sentyment, ponieważ są związane z pewnym etapem w moim życiu. Ten fragment Kilińskiego był przez kilka lat moim stałym szlakiem komunikacyjnym i niejako polem wykluwania się instynktów początkującego fotografa. Zatem te dwa zdjęcia stanowią ucieleśnienie i efekt pierwszych prób zmierzenia się z tematyką, w jakiej poruszam się do tej pory.

Pierwsze z nich powstało w 2014 roku, a więc na samym początku mojej fotograficznej przygody. Zostało wykonane na początku kwietnia, w jeden z pierwszych naprawdę ciepłych i słonecznych dni. Ten odcinek Kilińskiego był wtedy jeszcze bardziej obskurny i nieprzyjazny niż obecnie. Kontrast między tym zaniedbanym otoczeniem, a beztroską starszego pana, który postanowił rozkoszować się promieniami wiosennego słońca, rozkładając sobie w tym celu leżak na wąskim, dziurawym chodniku, z którego nie zdążyły jeszcze zniknąć kałuże, ujął mnie na tyle, że niemal z narażeniem życia ustrzeliłam go z drugiego skraju ulicy.

Rzecz jasna moją uwagę przykuł nie tylko wyluzowany sprzedawca w sportowych okularach przeciwsłonecznych, ale witryna, przy jakiej się usadowił. W tym ujęciu odnaleźć można wiele elementów, których w kolejnych latach wypatrywałam w tkance miejskiej: fragmentarycznie pomalowana fasada, z użyciem jaskrawego koloru, wernakularna twórczość w postaci kolażu naklejek reklamowych i informujących o oferowanym asortymencie, witryna z metaloplastycznymi „pikasami” połączonymi z parą samotnych rolek zawieszonych na tle żaluzji… Plastikowe okna, ale trzaskające stalowe drzwi, zamykane rozsuwaną kratą, przykurzona już farba i schodek z lastryka; miks starego z nowym, lepiony ad hoc, by przyciągnąć potencjalnego klienta.

On tam w podwórku [mieszka] i ja nie wiem, może teraz coś na telefon. A tak to, żeby tak było oficjalnie roleta w górę to nie, to już bardzo dawno nie jest. On jest na emeryturze. Nawet go nie widuję ostatnio, ale bardzo sympatyczny taki pan.

listonoszka

Podobnie jak witryna z drugiego zdjęcia: ciężkie, stalowe drzwi, zamknięte na wielki skobel (zapewne na zawsze), pokryte wieloma warstwami łuszczącej się farby, sąsiadujące z elewacją tak zniszczoną, że miejscami straszącą gołą cegłą. W oknach widoczne kartki wskazujące, że właściciel biznesu poddał się już dłuższy czas temu. A jednocześnie masa smaczków w postaci retro kraty w plastikowym oknie, baneru z ukośnymi napisami, który zapewne kiedyś był uroczą, zwijaną markizą, czy szyldu z piękną typografią i grafiką pamiętającymi poprzedni ustrój, którego najwyraźniej były zbyt mało krzykliwe i zostały współcześnie wzbogacone o typopolowe napisy z nieoczywistą interpunkcją.

No był. Potem była maglica, potem maglowali, potem znowu był elektryczny. A teraz tam mieszkania są. Przerobili wszystkie, tutaj też ten miał meble, takie meble stare sprzedawał, a teraz mieszkania zrobili.

mieszkaniec, zapytany o sklep z firanami

Dzisiaj cieszę się, że sfotografowałam te miejsca i myślę, że warto je dokumentować, bo znikają w coraz szybszym tempie, a stanowią znak czasów i warto docenić ich wartość historyczną. W maju 2021 roku sklep ze sprzętem sportowym nadal istnieje, ale już nie funkcjonuje – na drzwiach znajduję karteczkę zapisaną ewidentnie charakterem pisma starszej osoby, mówiącą o zawieszeniu działalności i podającą kontakt telefoniczny. Od listonoszki dowiaduję się, że już od wielu lat właściciel jest na emeryturze i sklepik prowadzi „z doskoku”.

Witryna z firanami znikła całkowicie w wyniku remontu, który odbywa się pod numerem 166. Kamienica przeznaczona jest jedynie pod lokale mieszkalne, zatem w miejscu wejścia znajduje się po prostu kolejne okno. Kiedyś handel i usługi w parterach budynków mieszkalnych były czymś naturalnym i nadawały rytm życia ulicy. Teraz nikomu nie są potrzebne, szczególnie w takim miejscu jak to, gdzie starych lokatorów coraz mniej, a nowi będą zapewne woleli ze swoich ogrodzonych apartamentowców i zrewitalizowanych kamienic pojechać do galerii handlowej.