Przejdź do treści

Próchnika 16A

witryny sklepowe

Sklepowe witryny są jednym z moich ulubionych tematów fotograficznych – stanowią jednocześnie wymowny znak czasów, obraz społecznej pomysłowości i odzwierciedlenie obowiązującego poczucia estetyki. Już sam asortyment czy zakres proponowanych usług może nam wiele powiedzieć o odwiedzanej okolicy, a do tego dochodzi cały zakres decyzji dotyczących fasady, szyldu i sposobu prezentowania artykułów.

Interesujące jest obserwowanie, jak właściciele zakładów wchodzą w dialog z zastaną architekturą i jak przekształcają przestrzeń, by zachęcić potencjalnych klientów do odwiedzin. Równie ciekawe jest czytanie tych zabiegów w kontekście następujących przemian w trendach architektoniczno-designerskich. Na śródmiejskich ulicach mamy przekrój przez co najmniej trzy dekady wstecz, a w tym czasie zmieniło się wszystko (i to nawet kilkukrotnie), począwszy od materiałów używanych do wytwarzania witryn i drzwi, po używane liternictwo.

Jest to zatem jeden z aspektów uchwyconych na powyższym zdjęciu. Udało mi się w jednym kadrze zmieścić zapewne oryginalną w kształcie bramę kamienicy, ale wypełnioną już ciężkimi, metalowymi wrotami bez żadnych ozdobników, noszącymi już wiele śladów upływu czasu, dalej masywną witrynę zabezpieczoną najbardziej powszechnym w swoim czasie wzorem kraty i zamykanej najprostszymi możliwymi drzwiami, z widocznymi spawami (całość kojarzy mi się mocno z wczesnymi latami 90.), a obok bardziej współczesną, choć też już trącącą myszką witrynę, której właściciel zdecydował się pokryć fasadę sajdingiem i kafelkami, a klienta zachęcić kolorowym graffiti, co mocno przywodzi mi na myśl estetykę lat dwutysięcznych.

Od 2015 do tej pory jest coraz gorzej, to jest fakt. Bo coś tam po drugiej stronie jeszcze działało, jakieś szyby były poobklejane jakimiś reklamami, było dosyć w miarę czysto, tak wyglądało schludnie, a teraz jest… brzydko. Po prostu brzydko, zwyczajnie. (…) Wydaje mi się, że jeśli chodzi o ten odcinek Próchnika, to w ogóle coraz mniej ludzi tędy przechodzi.

pracownica lombardu

W kontekście tego projektu ważny jest też element społeczny, a mianowicie lokale usługowe jako wyznacznik „życia” ulicy. W parterach łódzkich kamienic umiejscowione są małe sklepy, zakłady rzemieślnicze i podobne przybytki, które służą głównie okolicznym mieszkańcom. To, w jakiej kondycji się one znajdują, może nam wiele powiedzieć o stanie całego osiedla/dzielnicy. I tu już widać, że w 2015, kiedy byłam na Próchnika po raz pierwszy, nie było różowo. Obecnie miasto chwaliło się odświeżeniem oblicza ulicy, nową nawierzchnią, nasadzeniami przy ul. Piotrkowskiej. Numer 16A jest kawałek dalej, za skrzyżowaniem z ul. Kościuszki. Jak tutaj wygląda sytuacja w maju 2021 roku?

Kwiaciarnia zachowała swój nietuzinkowy szyld, ale witryna zieje pustką. Podobnie jest w najbliższym sąsiedztwie. Po prawej stronie od kadru z 2015 roku są kolejne dwa nieczynne lokale, jeden po sklepie z odzieżą używaną. Z drugiej strony ulokowany był serwis GSM, powstały całkiem niedawno, wnioskując po okropnej, przyprawiającej o kociokwik witrynie. Również wygląda na zamknięty, chociaż migające LED-y mogą sugerować co innego. Następnie knajpa z wietnamskim jedzeniem. Nie zgadniecie, zamknięta, zamazana graffiti. Po przeciwnej stronie ulicy na tym odcinku uchowały się jedynie lombard, sklep alkoholowy i kebab, nie udało się sklepikowi z akcesoriami do tytoniu ani materiałami do drukowania.

Fajnie, że coś robią, coś się dzieje, bo życie wraca do centrum. Bo jak stoją takie zapyziałe lokale, nic się z tym nie robi, to nie ma życia. A jak będzie jeden sklep, drugi sklep, trzeci sklep, ludzie zajrzą, zobaczą, coś tam może pójdzie. (…) Tu są Piórkowscy, tam jest jakiś tam salon, ja tu otworzę…

przedsiębiorca

Wrażenie jest przygnębiające. Opisuję tutaj tylko niewielki fragment, niemniej ulica sprawiła na mnie wrażenie konającej, co potwierdzili niektórzy rozmówcy. Jednak zmieniło się ono nieznacznie, kiedy zajrzałam w to miejsce kilka miesięcy później, pod koniec października. Moją uwagę przykuł ruch w lokalu po opuszczonej kwiaciarni. Po zagajeniu rozmowy okazało się, że mam do czynienia z nowym najemcą, który, po własnoręcznym wyremontowaniu, dosłownie lada dzień otwiera tam warzywniak. Jak mówi, mieszka niedaleko, a w najbliższej okolicy brakuje tego rodzaju sklepu. Częściowo potwierdził moją początkową diagnozę, jednak żywił nadzieję na „odbicie” i powrót życia, związany m.in. z wprowadzaniem się nowych, młodych lokatorów.

To jest kamienica prywatna, ja tam się dogadałem, mam dosyć fajny układ, to nie mogę narzekać, ale jakbym to miał wziąć od miasta, to bym nie wziął.

przedsiębiorca

Wskazywał, że w mieście jest wielu przedsiębiorców chcących prowadzić lokale, ale koszty wynikające z niezwykle wysokich czynszów są niejednokrotnie barierą nie do przeskoczenia, szczególnie w przypadku wyremontowanych kamienic. Wiele osób podejmuje próby, ale często poddaje się po kilku miesiącach, tkwiąc po uszy w długach. To fundamentalny błąd, bo lepiej byłoby wynająć lokal taniej (co generowałoby ruch w okolicy), niż pozwolić mu niszczeć i tylko generować koszty. Sfotografowany przeze mnie lokal stał dwa lata pusty, zanim doczekał się kolejnego śmiałka, oby zatem warzywno-owocowy biznes chwycił. Reszcie najemców, obecnym i przyszłym, pozostaje życzyć szczęścia, ruchu w interesie i obserwować, co przyniosą najbliższe lata i miesiące.