Przejdź do treści

Księży Młyn

famuły

Księży Młyn to bez wątpienia najbardziej znane osiedle domów robotniczych w Łodzi, porównywane z zachwytem przez turystów do katowickiego Nikiszowca. Właściwie określenie to odnosi się do całego zespołu fabrycznego, jednak między innymi z racji na przebieg ulicy o takiej nazwie, przylgnęło ono w potocznym rozumieniu do kompleksu ceglanych, dwu- i trzykondygnacyjnych domów familijnych.

O wyjątkowości i niepowtarzalnym klimacie tego miejsca decyduje nie tylko kameralna zabudowa w przyjaznej człowiekowi skali, gęsto przepleciona brukowanymi alejkami i dużą ilości zieleni (i to starych, potężnych drzew, a nie jakichś smętnych tawuł i berberysów albo wyliniałych klonów kulistych, które z takim upodobaniem sadzi się przy remontowanych ulicach), ale też duża przestrzeń – osiedle zajmuje większość kwartału rozpiętego między ulicami Fabryczną, Przędzalnianą i Tymienieckiego, co sprawia, że można tam się zgubić na dłużej. Z pewnością ułatwi to zróżnicowana oferta usługowo-kulturalna, ale o tym za chwilę.

Famuły powstały głównie w latach 70. XIX wieku jako część ogromnego imperium włókienniczego Karola Scheiblera, które dzieliło się na trzy zespoły i rozpościerało na terenach od dzisiejszego placu Zwycięstwa aż do ul. Milionowej. W jego skład wchodziło wiele budynków fabrycznych w postaci tkalni, przędzalni, wykańczalni czy magazynów, niesamowita elektrownię o przepięknej, secesyjnej bryle oraz zespół pałacowy, ale też szereg zabudowań użyteczności publicznej, m.in. szkoła, konsum (sklep dla pracowników), remiza czy szpital. Jednym słowem, stanowił on miasto w mieście i pozwalał robotnikom funkcjonować na co dzień bez potrzeby opuszczania jego granic.

Współcześnie treny te, wraz z zabudową, znajdują się w skrajnie różnym stanie. Z jednej strony mamy urocze knajpki, nowoczesne lofty i Łódzką Specjalną Strefę Ekonomiczną, a z drugiej część budynków fabrycznych jest opuszczonych i zdewastowanych, a spomiędzy nich straszą zachwaszczone nieużytki. Kiedy odwiedziłam osiedle pierwszy raz w 2015 roku, przynależały zdecydowanie do tego drugiego, zapomnianego świata, choć miały już na swoim koncie pierwsze działania  „rewitalizacyjne”. Nie ukrywam, że w moich oczach nadawało to charakteru temu miejscu – zakurzona cegła, kałuże między brukiem, pokrzywione trzepaki i wietrzące się pierzyny sprawiały, że czuć było tą przytulność, w kontraście do bezosobowej, zunifikowanej masy lokali z parkingiem podziemnym, jakie urządzono w dawnej przędzalni.

Tylko czy te lokale to są… Znaczy czy one takie przeznaczenie powinny mieć? Wiadomo, że one tanie nie są, nigdy tanie nie będą w utrzymaniu. Więc czy nie powinna być podjęta decyzja i pobudować, nie wiem, na obrzeżach blok, płyty czy tego, a tu przeznaczenie inne. Słyszeliśmy, że ci ludzie mieszkający tutaj są bardzo roszczeniowi, tak? Że oni nie chcą się stąd wynosić i tak dalej. (…) Że mieszkania są pozadłużane często.

mieszkańcy loftów

Nie ma się jednak co oszukiwać, że i tutaj mieszkali ludzie oczekujący spełnienia podstawowych standardów lokalowych, w których zdecydowanie nie mieści się noszenie z komórki węgla do napalenia w piecu. Przez ostatnie kilka lat remonty posuwają się mozolnie naprzód, kolejne famuły są odnawiane, zmienia się też otoczenie. Pojawiają się kolejne sklepy, knajpki, pracownie artystyczne, w letnie popołudnia trafić można na różnego rodzaju inicjatywy kulturalne.

Ogólnie jest przekaz bardzo pozytywny. Ogólnie to się zmienia. To jest taka atrakcja turystyczna, która naprawdę budzi zachwyt wielu ludzi, nie tylko z Polski, ale też z zagranicy, że to jest takie super miejsce, w oddaleniu, a jednocześnie blisko miasta. Taka enklawa. Że cały czas mieszkają ludzie, że to są mieszkania komunalne. I to wszystko jest super.

przewodniczka

Kiedy jednak wracam to we wrześniu 2021 roku, mam mieszane uczucia. Akurat rozpoczyna się remont głównej alei i wszędzie pełno pyłu, pojazdy budowy generują straszny hałas, trudno jest przejść, ogólnie mało zachęcająco. Niewątpliwie widać, że proces intensywnych zmian jest w toku. Część budynków ma już piękne, świeżutkie fasady i uroczą, zieloną stolarkę okienną, ożywioną gdzieniegdzie donicami z kwiatami. Odnowiono nawet część komórek, między którymi tu i ówdzie rozwieszone są sznury z praniem, cieszą oko przydomowe ogródki. Kiedy człowiek pokręci się chwilę, zauważy, że jeszcze dużo obiektów pokrywa patyna czasu, z kolei w niektóre miejsca nie wejdzie w ogóle, bo zagrodzone są rusztowaniami. To pewnie też dlatego miejsce sprawia wrażenie nieco wymarłego.

No właśnie cały czas remonty, hałas, więc ja na razie negatywnie do tego podchodzę. To się trzy lata temu miało skończyć, od trzech lat nie widać, żeby to się kończyło, ciągle remontują.

mieszkaniec

Jak są jakieś wydarzenia, jak był festiwal teraz, to jest więcej osób. Natomiast tak jak dzisiaj jest słabo. Każdy remont generuje brak zysków, bo się zniechęcają [ludzie], żeby tu wejść, jak nie mają jak wejść.

sprzedawca w sklepie z pamiątkami

Opinie mieszkańców są, rzecz jasna, podzielone, jak w innych tego typu lokalizacjach – trudno być pozytywnie nastrojonym przez ustawiczny plac budowy za oknem, a inwestycja istotnie jest rozwleczona w czasie. Pojawiają się też pytania o kierunek podejmowanych działań i ostateczny efekt procesu rewitalizacji. Czy z przytulnego, ale odsuniętego od centrum zakątka uda się stworzyć dobre miejsce zarówno do życia, jak i spędzania czasu? Na razie Księży Młyn odżywa głównie podczas organizowanych oddolnie inicjatyw kulturalnych, ale to trochę za mało. Jeśli władze podczas tej wielkiej operacji nie położą większego nacisku na aspekt ludzki, społeczny, to otrzymamy tylko malowniczą wydmuszkę.

Mieszka się zdecydowanie lepiej, ale mieszkańcy nie mogą sobie poradzić z osobami, które przychodzą z zewnątrz, po prosu śmiecą i hałasują. Bo tak czujemy, że to osiedle jest takie zapomniane przez służby porządkowe. I z tego względu sobie znaleźli tutaj (…) takie miejsce do hałasowania. (…) Można sobie popić wieczorami itd. I to jest problem tutaj obecny. (…) Ja opowiadam tu wycieczkom, że jest tutaj tak wspaniale i tu wszystko… a tu syf. I to jest ta bolączka, i to budzi coraz większą frustrację mieszkańców i nas też.

animatorka, przewodniczka

Bo jeżeli to ma być wizytówka miasta i miasto chce się tym chwalić, bo taki jest zamysł, to trzeba zadbać, żeby taką opieką późniejszą otoczyć to osiedle. A to jest tylko tak: wyremontujemy, a później się martwcie sami.

animatorka

Teraz mamy nowych sąsiadów (…), ale oni są stąd. (…) Ja mieszkałem pod czwórką, wprowadziliśmy się z rodzicami w 70 roku, mieszkałem pod czwórką, ponieważ tu była kamienica 40 metrów, to się zamieniłem (…) na 70 metrów. Ponieważ rewitalizację zrobili, to się z powrotem tu przeniosłem. (…) Standard wydaje się w miarę, ale tych niedoróbek to jest tyle, że… Zresztą wiadomo, jaka firma to robi, wszystko robią, a jak ktoś robi wszystko…

mieszkaniec

To nie przyjęło takiej formy, jak miało przyjąć. Obraz był taki, że to ma się zrobić jakieś takie miejsce kultury, sztuki, nie wiadomo czego. Ja tutaj nie widzę, żeby coś takiego się pojawiło. Było kilka takich działalności, ale ja widzę, ze te działalności się poprzenosiły albo pozamykały. Jak nie widzę, tak? Czy jakiś butik, jakieś coś, jakaś sztuka. Ale to ja jakiegoś szaleństwa nie widzę. To padło, to nie przetrwało, bo tu nie ma żadnego ruchu. Ten Koci Szlak, ale ciężko się tym ludziom utrzymać, bo tu jest mały ruch tak naprawdę. (…) Ci restauratorzy, którzy pootwierali tutaj knajpy to mieli duży kłopot. (…) I wymarłe jest. (…) Według mnie błąd jest w tym, jaki jest pomysł na przydzielanie tych mieszkań. To się gryzie. Bo jeśli to są komunalne mieszkania i dla takich osób. I chcą zrobić z tego takie miejsce. Ja tu nie widzę punktu wspólnego, bo te osoby nie będą tutaj uczestniczyły w tym życiu kulturalnym, artystycznym, czy gastronomicznym, bo one mają inne potrzeby, więc dla mnie to w ogóle się kupy nie trzyma. Nas cieszy tylko to, że w końcu z tymi ruderami ktoś robi porządek.

mieszkańcy loftów

więcej zdjęć z tego miejsca