Przejdź do treści

Kilińskiego 96

przejścia bramne

Kilińskiego jest w moim odczuciu niezwykle łódzką ulicą, w tym sensie, że skupia to, co w mieście najpiękniejsze i to, co najgorsze. Każdy jej fragment ma swoją specyfikę, a przecież ciągnie się niemal przez całe miasto, przekraczając długość pięciu kilometrów i przechodząc przez cztery dzielnice. Niestety, niemal na całej długości jest obecnie równie zniszczona – nie licząc fragmentu na wysokości Nowego Centrum, gdzie wyremontowana, wschodnia strona pełni w zasadzie jedynie rolę ciągu komunikacyjnego.

Trzeba uczciwie przyznać, że miasto od dłuższego czasu sukcesywnie realizuje kolejne inwestycje, szczególnie na śródmiejskim odcinku, ale, podobnie jak w całym mieście – biorąc pod uwagę słuszny wiek zabudowy, liczone w dekadach zaniedbania, rozdrobnioną strukturę właścicielską oraz skalę potrzebnych działań, nie ma się co dziwić, że kolejne remonty, nawet jeśli realizowane z dużym rozmachem, są zaledwie kroplą w morzu potrzeb. Zatem nadal możemy się tu wybrać na spacer, na którym będziemy mogli zaobserwować pięknie kamienice w różnym stopniu rozkładu.

Tu się od tego momentu nic nie zmieniło. Te wszystkie zabytkowe rzeczy… Tu się jeszcze ostało, tutaj już nie. Niszczeje po prostu. Podwórko wygląda gorzej niż te kilka lat temu. Jak coś leci to, o, widzi pani, takie coś tutaj porobili.

mieszkaniec

U nas w Łodzi jest sporo takich, współwłasnych, prywatnych, ze Skarbem Państwa… Są właściciele, którzy są jakby rozpoznani i bardzo chętnie zgadzają się na wiele rzeczy. Tak tutaj niestety nie.

administratorka

A warte uwagi są nie tylko fasady, którym możemy przyjrzeć się nawet na street view. Cudowny detal architektoniczny znajdziemy też w przejściach bramnych i tym właśnie uwiodła mnie kamienica pod numerem 96, z dwoma, niemal bliźniaczymi wejściami (obecnie są to posesje nr 96 i 96A). Swoją drogą, intryguje mnie, na ile pierwotnie się one różniły, a na ile współczesne rozbieżności są efektem stopniowej degradacji – mam przeczucie, że znajdujący się od wschodniej strony portal mógł utracić z czasem swój detal, może po prostu został skuty?

Na jednej nieruchomości jest trzech czy czterech [właścicieli], natomiast na drugiej jest dużo więcej. (…) My nie możemy nic zrobić. My, jako miasto, cały czas próbujemy albo przejąć całość, albo oddać całość tych swoich udziałów. (…) Ktoś był właścicielem, zmarł i nie możemy teraz dotrzeć, kto jest następnym spadkobiercą i to są bardzo długie procedury.

administratorka

Wśród rzeczonych zdobień najbardziej widocznymi od razu po wkroczeniu w przestrzeń bramy i robiącymi wrażenie elementami są gipsowe sztukaterie umieszczone w dwóch parach naprzeciwko siebie. Mają one formę medalionów ściennych z lwami trzymającymi zestaw symboli związanych z młynarstwem (w kartuszu koło młyńskie z workiem z mąką, nad nimi ręka z preclem i korona) oraz wstęgą z inicjałami właściciela (J.M. – Józef Majzner) i datą ukończenia budowy kamienicy (1898 rok). Kiedy fotografowałam je w 2017 roku, posiadały nieznaczne ubytki, ale większość zachowała się w oryginalnym kształcie. W kolejnych latach degradacja całej przestrzeni wydała się przyspieszać i kiedy wróciłam tutaj w maju 2021 roku, gipsowe ozdoby zachowały już jedynie we fragmentach.

My mamy problemy na takim etapie, że współwłaściciele nie wyrażają zgody na różne remonty, które chcemy przeprowadzić. Ja wiem, ze te ozdoby niedawno ktoś połamał, tam brama jest zastemplowana, żeby nie wchodzić. Te obie kamienice są w bardzo złym stanie, natomiast jeżeli my występujemy o coś, to właściciele się nie zgadzają. W związku z tym mamy związane ręce. My, wiadomo, jesteśmy gminą, jesteśmy jednostką budżetową. My zlecamy przetarg na konserwację roczną i dana firma wygrywa. Natomiast jeżeli ja chcę naprawić dach, czy naprawić cokolwiek, to współwłaściciel twierdzi, to proszę mi przedstawić ileś ofert. Ja nie mogę mu przedstawić iluś ofert, bo ktoś wygrał ten przetarg i ma wykonywać te naprawy. (…) Właściciel mówi, proszę nam podać kosztorys. I on jest za drogi, bo oni mogą znaleźć kogoś… Przecież my nie będziemy do każdej dupereli, za przeproszeniem, że jak potrzebujemy położyć sto metrów kwadratowych papy na dachu, to nie będziemy robić przetargu. (…) Nawet nam współwłaściciele nie pozwalają wynająć mieszkań, tam jest bardzo dużo mieszkań wolnych.

administratorka

Kiedy obserwuje się takie sceny, chce się płakać rzewnymi łzami nad strasznym losem, jaki stał się udziałem tej wyjątkowej architektury. Czy już nic nie da się zrobić? Czy pozostaje nam biernie czekać na znikanie kolejnego kawałka naszego dziedzictwa? Kto jest odpowiedzialny za ten katastrofalny stan śródmiejskich kamienic? Na część tych pytań znajduję odpowiedzi, rozmawiając z administratorką Zarządu Lokali Miejskich. Stanowi ona dla mnie cenną lekcję na temat zawiłej struktury własnościowej łódzkiej zabudowy i problemów, jakie z niej wynikają. W sprawie szczegółów oddam głos mojej rozmówczyni, jednak puenta jest taka, że za opłakany stan wielu kamienic nie jest winne jedynie miasto – sytuacja jest skomplikowana i bez większych perspektyw na poprawę.