Przejdź do treści

Pomorska 13

podwórko z domkiem

Łódzkie (i nie tylko) podwórka są dla mnie nieprzebraną kopalnią doznań – to tam można poczuć prawdziwy puls miasta. Przestrzeń liminalna, na styku publicznego i prywatnego daje nam możliwość wejścia do przedsionka czyjegoś życia, jednocześnie nie naruszając intymności domowego zacisza. Niestety, przez ostatnie kilka lat moich miejskich wędrówek widzę trend odgradzania się, zamykania przed obcymi. Oczywiście nie ma się co dziwić, często motywacją jest zapewnienie bezpieczeństwa sobie i bliskim – jeśli wejście znajduje się od samej ulicy, do środka może przywiać absolutnie każdego. Niekiedy podwórka są też pielęgnowane i utrzymywane w czystości i porządku przez grono mieszkańców.

Ale nie to. Brama jest, ale chyba bardziej dla utrzymania pozorów, bo nie zatrzaskuje się od lat. Samo podwórko jest szare, brudne i brzydkie, ale od pierwszej chwili przykuwa uwagę nietypowym elementem – niewielkim budyneczkiem w samym końcu. Jest on uroczy ze względu na swoją formę architektoniczną. Nie przypomina betonowego klocka, ma drewniany, dwuspadowy dach ze zdobieniami, korespondujące z nim, łukowato zakończone okienka nad drewnianymi drzwiami, a całość wieńczy centralnie umieszczony komin. Jednym słowem, wygląda jak lokum dla pomocnych krasnoludków, a nie pospolity budynek pralni, jakim jest w istocie.

Jak na XXI wiek, to tutaj jest tragedia. Nie ma centralnego, ogólnie widzi pani, jak podwórko wygląda. Kamienica od zewnątrz odnowiona, a w środku jeden wielki syf.

mieszkanka

A w zasadzie był, bo kiedy przyjechałam go sfotografować ponownie w sierpniu 2021 roku, z dachu i komina został tylko obrys na ścianie. Rozebrano je całkiem niedawno, bo częściowo się zawaliły. Jeden z mieszkańców wspomniał o zlewach, które można dostrzec w środku, będących pozostałością dawnej funkcji, ale przez zabite okna byłam w stanie dojrzeć tylko dziurę ziejącą w miejscu dachu i jakieś jego resztki, wymieszane z puszkami po piwie w środku.

Starając się jednak maksymalnie wykorzystać okazję, starałam się porozmawiać z napotkanymi osobami. Tym razem byli to nie tylko lokatorzy, którzy, niestety, mieli mi do powiedzenia w zasadzie to samo, co w większości takich miejsc, ale także pracownicy Susharni – lokalu znajdującego się we frontowej części budynku. Oni, na szczęście prezentowali bardziej pozytywne spojrzenie.

Ludzie nie mają z tym problemu, żeby do nas przychodzili, bo dzielnica jest jaka jest. Także to się wszystko zmienia (…), to nie są już lata 90. (…) Zdarzają się incydenty, ale nic takiego, co mogłoby wpłynąć na jakość lokalu czy na nasze podejście do miejsca.

pracownik restauracji

W ich oczach Pomorska jest całkiem przyzwoitą okolicą i zupełnie nie stanowi problemu prowadzenie przy niej restauracji z sushi,  „sąsiedzi są bardzo mili, wszystko jest w porządku”. Jedyną niedogodnością, na jaką narzekają klienci, jest brak miejsc parkingowych. Widać, że mają nieco szerszą perspektywę, bo zauważają i chwalą kolejne inicjatywy mające poprawić odbiór miasta, który w gruncie rzeczy gorszy jest w kraju niż za granicą. Dostrzegają jednocześnie brak środków, który spowalnia modernizację i sprawia, że często jest ona jedynie fasadowa.