Przejdź do treści

Siewna

drewniaki

Osiedle drewnianych domków na Mani jest jedną z miejskich enklaw, w których czas niemal się zatrzymał. Ulokowane z dala od centrum i najbardziej charakterystycznych łódzkich osiedli, wciśnięte między ulice Siewną i Borową oraz cmentarz, drewniaki nie istnieją raczej w powszechnej świadomości łodzian. Sama trafiłam tutaj dość późno, na początku 2017 roku, rozszerzając swoje eksploracje poza bardziej oczywiste obszary.

Te kilka parterowych domków powstało jeszcze w latach 30. XX w. jako alternatywa dla osób wprowadzanych do budowanego nieopodal osiedla Montwiłła-Mireckiego, które przerastały koszty utrzymania. To scenariusz wielokrotnie powtarzający się na tego typu założeniach – niejednokrotnie nowoczesne, choć dość skromne lokale okazywały się zbyt kosztowne dla warstw społecznych, które miały je zasiedlić, przez co ostatecznie trafiała tam raczej bardziej wykwalifikowana kadra.

Ja nie narzekam, mi się bardzo dobrze tu mieszka, nie chciałabym w ogóle się stąd wyprowadzić. Nie wiem, czemu ludzie narzekają. Mamy własny ogródek, cicho jest, dziecko można wypuścić, tak że ja nie mam zastrzeżeń w ogóle. To wygląda źle, no bo jak pani tam gdzieś mieszka dalej, to wygląda źle, ale nie jest źle.

mieszkanka

Baraki, bo dzisiaj takie określenie najtrafniej opisuje ich stan, podzielone są na dwanaście jednoizbowych mieszkań o powierzchni około 25 metrów kwadratowych, które z czasem dzielone były przez mieszkańców według potrzeb. Głównie po to, by wyodrębnić pomieszczenia sanitarne, bo trzeba pamiętać, że nie były one wyposażone ani w bieżącą wodę, ani w toalety – te znajdowały się w osobnych budynkach w podwórku.

Mnie się niefajnie mieszka. My już jesteśmy w tym wieku, emerytki i wody nie mamy, wiadrami z hydrantu przynosimy. Sąsiadka chodzi tu, a ja tam, bo mam bliżej. Gmina obiecywała to tyle lat i nic. Woda jest w toalecie, a my nie mamy w domu. My to tylko możemy narzekać. No widzi pani. Dwa i pół tysiąca zapłaciłam za prąd, bo ogrzewam prądem. Tu nie ma nic!

mieszkanki

Obecnie, gdyby nie sterczące z dachów anteny satelitarne i współczesne elementy w postaci np. plastikowych okien, trudno byłoby się zorientować, że mamy XXI wiek, a wokół siebie zabudowę sporego, środkowoeuropejskiego miasta. Co gorsza, na razie nic nie zapowiada, by ten stał miał ulec poprawie. W internecie znajduję informacje, że nie są planowane tu żadne inwestycje, zagadywani mieszkańcy wspominają, że temat ewentualnej anihilacji miejsca wraca co jakiś czas, ale nigdy nie nabrał skonkretyzowanej formy.

Ja tu mieszkam 15 lat, drzwi mam od nowości. Jakie były, takie mam.

mieszkanka

Kiedy przyjeżdżam tu latem 2021 roku, moim oczom ukazuje się na poły sielski, na poły apokaliptyczny obrazek. Z jednej strony po wejściu w głąb osiedla jestem otoczona ogromną ilością zieleni, a odmalowane czy odświeżone gdzieniegdzie drewniaki i porozrzucane w przydomowych ogródkach altanki i pergole sprawiają niezwykle przytulne wrażenie. Między nimi biegają boso dzieciaki, polewając się wodą albo wcinając truskawki ze śmietaną z grubościennych szklanek.

Wszystkim po kolei sufity lecą na łeb. Dostać się nie ma jak na strych, zalewa mieszkania. Tutaj otworzyli pustostan, to cały [sufit] spadł. Ino patrzeć, jak mnie się to zrobi. Ona [administratorka]:”dobrze, dobrze, to będę”. Ale kiedy będzie? Wszystkie remonty człowiek robi na własny koszt. Ale zdąży się coś pomalować, a tu ma sufit mi na głowę spaść?

mieszkanka

U nas akurat dachy. I oczywiście remont, płaci się komorne, a żadnego remontu nie robią. (…) Tutaj ostatnio dach spadł. Dzisiaj miała być administratorka czy ktoś, żeby to zobaczyć. Ogólnie nie można się doprosić. (…)Robimy to we własnym zakresie. Mąż akurat jest blacharz-dekarz, to na dachach się zna. Podejrzewał, że my byśmy tu mieli powódź, gdyby nie to, cały dach by runął, żeby nie on. Bo doprosić się to jest ciężko. (…) Ja już tutaj administratorki nie widziałam, że ho ho ho.

mieszkanka

Ale zaraz potem dochodzę do budyneczku mieszczącego toalety, gdzie smród i rozrzucone wszędzie odchody niemal zwalają mnie z nóg. Zaraz obok śmietniki, które raczej przypominają górę najróżniejszej maści odpadów. Kawałek dalej widać hydrant, będący nadal w użyciu i czar nieco pryska. Rozmowy z mieszkańcami dopełniają dramatycznego obrazu. W lokalach nie ma bieżącej wody, toalet ani ogrzewania. Budynki dosłownie się walą.

Tutaj to jest pobojowisko. To jest normalne, że żaden lokator nie segreguje, bo nie ma sensu tego segregować, zwłaszcza tutaj, bo jedne osoba segreguje, a dziesięć nie. I po prostu jak przyjeżdżają, to dwa kontenery tych śmieci wywożą, a reszta stoi i cuchnie.

mieszkanka

W przeciwieństwie to innych tego typu zabudowań na terenie miasta (m.in. na Grembachu czy przy Spornej), nie są one ujęte w ewidencji zabytków, więc ewentualne prace remontowe nie są blokowane przez tego typu kwestie. Jednak z słów lokatorów wynika, że miasto nie jest zainteresowane ich konserwacją, trudno jest otrzymać wsparcie przy bieżących naprawach czy utrzymaniu zieleni (jak np. wycięcie drzewa biegnącego w pobliżu linii energetycznych). Nie przypisywałabym jednak całej winy za stan „osiedla” władzom, bo z rozmów wynika, że lokatorzy też nie do końca wywiązują się ze swoich obowiązków – segregacja śmieci jest problemem, niekiedy irytuje konieczność zadbania o stan domów we własnym zakresie.

Tak to ogólnie to jest świetnie i na pewno by się nie zamienił żaden lokator, bo żeśmy mieli propozycje. Tylko, wie pani co, stąd, to się jedna kobitka zamieniła, a tak reszta mieszkańców to nie. Tylko po prostu żeby się wzięli trochę za te remonty.

mieszkanka

Niemniej walory związane z lokalizacją na uboczu oraz dużą ilością zieleni stanowią duży atut. Okazuje się, że napotkane dzieci zostały przywiezione do dziadków z innych części miasta i pobyt tutaj jest wakacyjnym ekwiwalentem „wyjazdu na wieś”. Dawni lokatorzy, wyprowadziwszy się do śródmieścia, również wracają, doceniając spokojną okolicę.

Tutaj bardziej cisza i spokój, jednak ogródek, nie ogródek. A śródmieście hałas, teraz jak jeszcze remonty, robią to metro, nie metro, wszędzie korki, hałas.

dawny mieszkaniec, przyjechał w odwiedziny

Głosy zadowolenia nie są wyjątkiem. Wraca temat ogródków (zresztą nie tylko tutaj – mówią o tym chociażby mieszkańcy Ogrodowej czy Abramowskiego), brakujące media nie dla wszystkich stanowią problem, bo ci, których stać, „mogą sobie na własny koszt pociągnąć”, dość łatwo jest spotkać osoby mieszkające tu od urodzenia, przywiązane do specyficznych standardów. To kolejna słodko-gorzka pigułka, która pozostawia mnie z uczuciem głębokiej ambiwalencji.

więcej zdjęć z tego miejsca